"Jeśli o mnie chodzi, to jeśli są głodni, niech jedzą trawę".
Nie spodobała się ona Santee Dakotom, którzy z okrzykami wojennymi na ustach odjechali ku swym wioskom i przeznaczeniu. Trzy dni później wrócili do Dolnej Agencji z bronią w rękach i odwetem w sercach. Plemię Santee Dakota wkroczyło na wojenną ścieżkę, Minnesota miała spłynąć krwią.
Andrew Myrick został później znaleziony z kępką trawy wystającą z sinych, martwych ust.
Mała Wrona |
Andrew Myrick |
PS.
Pierwsza notka na Słowach musiała dotyczyć Dakotów. Po prostu musiała. Istniały trzy czynniki, które pchnęły kiedyś małego mnie na historyczną ścieżkę: książka „Diabelska wyspa” z serii „żółtego tygrysa” (kto to jeszcze pamięta :) ) traktująca o walkach na Guadalcanal, Trylogia Sienkiewicza... i trylogia „Złoto Gór Czarnych” Szklarskich. Ta ostatnia pozycja, do dziś tkwiąca gdzieś w moim sercu, osadzona jest przecież wśród Wahpekute, szczepu Santee Dakotów. Ciągle tak mało mówi się o podboju ziem rdzennych Amerykanów, najczarniejszej karcie USA, ale moje pokolenie dzięki tym książkom wie o tym trochę więcej. Trochę tej mojej dakockiej/lakockiej miłości musiałem więc światu oddać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz