piątek, 22 listopada 2019

Niech jedzą trawę


     15 sierpnia 1862 roku Andrew Myrick, handlarz utrzymujący się z wymiany z indiańskimi rezerwatami w Minnesocie miał bardzo zły dzień. Negocjacje z agentem indiańskim Thomasem Galbraithem i Dakotami z tak zwanej Dolnej Agencji przedłużały się i nie zwiastowały szybkiego końca. Wódz Mdewakantonów Mała Wrona żalił się właśnie, że jego plemię nie ma co jeść a biali nie wypłacają im należnych pieniędzy (należnych z uwagi na traktat z Traverse des Sioux, gdzie wymuszono na nich cesję kolosalnych terenów w Minnesocie). Czerwonoskórzy żądali pomocy. Żądali otwarcia magazynów z żywnością. Jego magazynów z żywnością. Gdy Galbraith spytał się handlarzy, co oni na to, to Myrick udzielił odpowiedzi. Odpowiedzi, która poruszyła tryby historii.

     "Jeśli o mnie chodzi, to jeśli są głodni, niech jedzą trawę".

     Nie spodobała się ona Santee Dakotom, którzy z okrzykami wojennymi na ustach odjechali ku swym wioskom i przeznaczeniu. Trzy dni później wrócili do Dolnej Agencji z bronią w rękach i odwetem w sercach. Plemię Santee Dakota wkroczyło na wojenną ścieżkę, Minnesota miała spłynąć krwią.

     Andrew Myrick został później znaleziony z kępką trawy wystającą z sinych, martwych ust.

Mała Wrona
Andrew Myrick


     PS.

     Pierwsza notka na Słowach musiała dotyczyć Dakotów. Po prostu musiała. Istniały trzy czynniki, które pchnęły kiedyś małego mnie na historyczną ścieżkę: książka „Diabelska wyspa” z serii „żółtego tygrysa” (kto to jeszcze pamięta :) ) traktująca o walkach na Guadalcanal, Trylogia Sienkiewicza... i trylogia „Złoto Gór Czarnych” Szklarskich. Ta ostatnia pozycja, do dziś tkwiąca gdzieś w moim sercu, osadzona jest przecież wśród Wahpekute, szczepu Santee Dakotów. Ciągle tak mało mówi się o podboju ziem rdzennych Amerykanów, najczarniejszej karcie USA, ale moje pokolenie dzięki tym książkom wie o tym trochę więcej. Trochę tej mojej dakockiej/lakockiej miłości musiałem więc światu oddać...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz