czwartek, 28 listopada 2019

Boisz się białego człowieka



     To nie jest tak, że podczas wojen indiańskich biali mieli monopol na bardzo głupie wypowiedzi.

     Dwa dni po sławnej, kulinarnej uwadze Andrew Myricka, w niedzielę 17 sierpnia 1862 roku grupa Santee Dakotów wracała do rezerwatu w Minnesocie. Nie mamy niestety pewności ilu dokładnie ich było, ani skąd wracali, gdyż kilkanaście relacji o późniejszych wydarzeniach bardzo się od siebie różni (było ich czterech, sześciu, lub jeszcze więcej; wracali z polowania lub nieudanej wyprawie przeciw znienawidzonym Czipewejom). Wiemy, że byli młodzi i wiemy, że byli sfrustrowani. Ich plemię głodowało, a biali ociągali się z wypłatą należnych Dakotom pieniędzy.

     Nie jesteśmy pewni, co wtedy zaszło. Wielki Orzeł, jeden z wodzow rezerwatu w Minnesocie, spotkał się później z tymi wojownikami. Według niego, było ich czterech: Brązowe Skrzydło, Zabójczy Duch, Uderza W Coś Gdy Się Czołga i Upadający. Przechodząc obok osiedla białych w Acton, znaleźli pod ogrodzeniem kilka kurzych jaj. Gdy jeden z nich chciał je zjeść, drugi zaoponował. To przecież jajka kogoś z Acton, będą z tego kłopoty...

     Pierwszy z Dakotów roztrzaskał wtedy jajka o ziemię i warknął:

     "Ty tchórzu! Boisz się białego człowieka! Boisz się wziąć mu nawet jajka, choć umierasz z głodu! Jesteś tchórzem i powiem to każdemu, kogo spotkam!"

     Doprawdy, trudno było o gorszy dobór słów. By oddalić oburzające oskarżenie, Dakota namówił resztę do odwiedzin w Acton. Kilka godzin później udowadniający swoją odwagę Indianie zabili pięciu białych osadników, w tym dwie kobiety. Ten mord ostatecznie już pchnął Santee Dakotów do powstania. W ciągu dwóch następnych miesięcy w Minnesocie zginie prawie tysiąc białych i trzystu Siuksów. Jakiś czas później, w drugi dzień Bożego Narodzenia, Stany Zjednoczone przeprowadziły największą egzekucję w swej historii, wieszając 38 złapanych przywódców buntu. Santee zostali usunięci z Minnesoty.

     Co najmniej dwóch wojowników kłócących się o jajka zostało później zabitych przez swoich współplemieńców, oskarżających ich o doprowadzenie do tej katastrofy.

     PS
     Cała masakra przygnębia swym bezmyślnym okrucieństwem. Czwórka Indian (Wahpetoni albo Mdewakantoni, źródła się różnią) podeszła jakby nigdy nic do jednego z osadników, Robinsona Jonesa, skarżąc się na braki w dostawach żywności. Farmer zignorował ich, młodzi wojownicy zaczęli wtedy krążyć po gospodarstwie, wreszcie ruszyli za Jonesem, który w towarzystwie swojego przyjaciela, Viranusa Webstera, poszedł do domu żyjącego w sąsiedztwie Howarda Bakera (jego żona odwiedzała tam przyjaciółkę). Na miejscu Santee zaproponowali turniej strzelecki: strzelali do kawałka drewna zawieszonego na drzewie. W przeciwieństwie do białych, Indianie przeładowywali broń po każdym strzale. Gdy magazynek Jonesa był pusty, zaczęła się masakra.

     Najpierw zginął Jones i jego małżonka. Howard Baker zasłonił żonę własnym ciałem, co opłacił życiem... podobnie jak Howard Webster. Młodzieńców ogarnął wtedy strach (albo zbytnie uniesienie) i zaczęli uciekać, na odchodnym zabijając jeszcze Clarę Wilson, adoptowaną, piętnastoletnią córkę państwa Jones. 

     Tama puściła, krew mogła już płynąć.

Drzewo z konkursu strzeleckiego (zdjęcie z 1909)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz