wtorek, 10 grudnia 2019

Ta strona Boga



     3 lipca 1863 wojna secesyjna wkroczyła już w swój trzeci rok. Trzeci dzień trwała też jej największa batalia i zbliżała się właśnie do swej krwawej i heroicznej konkluzji.

     Dwie godziny po południu około 13000 żołnierzy Konfederacji ruszyło do Szarży Picketta.
Znamienne dla siły mitu Starego Południa, że ten atak przyćmił wszystko, co się dotąd w gettysburskiej bitwie stało. Nawet Lwy Chamberlaina, żołnierze którzy w najistotniejszym stopniu swym bohaterstwem zmienili jej losy, nie stali się tak znani jak ów ostatni zryw Armii Północnej Wirginii. Jego mroczny majestat stał się symbolem konfrontacji, w której cofnął się Wysoki Przypływ Konfederacji.

     Południowcy z dywizji Picketta, Pettigrew i Trimble'a musieli przejść prawie półtorej kilometra lekko pofadowanego terenu. Ich celem był środek pozycji Unii ulokowany na Wzgórzu Cmentarnym, co jest dowodem na to, że kartografia też potrafi posługiwać się przewrotną, gorzką ironią. Z uwagi na odległość, którą mieli do przebycia, konfederaci nie biegli, szli krokiem marszowym ku umocnionym pozycjom wroga. Pozycjom, które plunęły morderczym ogniem. Najpierw artyleria, później ogień karabinowy zaczęły żłobić krwawe bruzdy w dywizjach Roberta Lee. Południowcy ginęli całymi dziesiątkami, potem setkami. Tylekroć wcześniej w tej wojnie upokarzani Jankesi zaczęli z uniesieniem skandować "Fredericksburg! Fredericksburg!", wspominając bitwę, w której to żołnierze w granatowych mundurach ginęli w ten sposób pod huraganowym ogniem wroga.

     Pośród tego krwawego piekła maszerował należący do dywizji Pettigrew 26 pułk piechoty z Północnej Karoliny. Ściślej rzecz ujmując: resztki tego pułku. Dwa dni wcześniej Karolińczycy zepchnęli ze Wzgórza McPhersona pododdziały samej Żelaznej Brygady, odnosząc przy okazji przerażające straty: 588 zabitych i rannych (na około 800 żołnierzy pełnego składu). Był to chrzest bojowy ich nowego sztandaru. Dotąd do walki szli pod tak zwaną Pierwszą Flagą Konfederacji, popularną "Stars and Bars", ale, podobnie jak całe CSA, zrezygnowali z niej z uwagi na podobieństwo do sztandaru Unii. Tym razem więc powiewał nad nimi Krzyż Południa.

     3 lipca ta flaga ośmiokrotnie upadała na ziemię, ośmiokrotnie też była podnoszona przez nowego żołnierza. Śmierć tego dnia znowu zebrała w tym pułku wysoki podatek: spośród tych, którzy ruszyli ku Wzgórzu Cmentarnemu, przetrwało tylko 84. Jednym z nich był dziewiąty improwizowany chorąży. On i jeden z sierżantów pułku szli niewzruszenie wśród tego pandemonium, przez powietrze nasycone ołowiem i krwią i dotarli w końcu do niskiego, kamiennego muru, za którym stali żołnierze z Północy. W tym dziwnym, surrealistycznym momencie zapadła cisza: nikt nie potrafił zmusić się do oddania strzału do tych dwóch ludzi w szarych mundurach, których heroizm przekraczał ich pojmowanie. W końcu jeden z żołnierzy Unii wyciągnął do nich rękę i przerwał ciszę słowami, które niezmiennie powodują u mnie dreszcze i których nie sprofanuję swoim tłumaczeniem:

     ”Come over to this side of the Lord!"

     I przeszli, składając broń.

     Przez całą wojnę żadna jednostka Konfederacji nie poniosła strat tak dużych, jak 26 pułk piechoty z Północnej Karoliny. Ci, którym udało się przeżyć, swój szlak bojowy kończyli w Appomattox w 1865, wraz z Robertem Lee.

     Reszta pozostała wraz z Bogiem po tej stronie, do której my wszyscy dopiero zdążamy.

Sztandar 26 regimentu

     PS
     To początek wojny secesyjnej na Słowach. Będzie więcej! Ten konflikt jest dla mnie jednym z najbardziej fascynujących przykładów majestatu i ohydy Wojny, tego pryzmatu wydobywającego z człowieka wszystkie jego ukryte instynkty. Zdarzało się tu, że zupełnie literalnie i dosłownie brat walczył z bratem, przyjaciel z przyjacielem. Cudo! I groza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz